czwartek, 25 kwietnia 2013

...ach, ta ironia i luz - Gombrowicz "Ferdydurke"


Witold Gombrowicz Ferdydurke

Po 11 dniach pracy bez dnia przerwy mam wreszcie wolne! Zasiadam więc i nadrabiam wpisy na blogu :) Na pierwszy ogień idzie Gombrowicz... 

Dotąd znałam Ferdydurke mniej więcej tak jak moja córka – tegoroczna maturzystka – we fragmentach, czyli… wcale. Ale nie ma tego złego... (a mam tu na myśli maturę córki), bo ostatnio z powodu tejże przerabiałyśmy podręcznik poetyki. Dzięki temu przypomniałam sobie to, co umiałam w jej wieku i proszę, znowu rozróżniam metonimię, peryfrazę, a parenteza tak mi się spodobała, że zaczęłam ją stosować w moich wpisach na blogu.

Ale ja nie o tym, tylko o ironii. Ironia wg Zarysu poetyki to typ metaforycznego ujęcia rzeczywistości polegający na przypisywaniu przedmiotom bądż osobom, o ktorych się mówi, cech absolutnie im obcych badź przeciwnych.Tak jak w powiedzeniu o Pałacu Kultury i Nauki, że jest „mały, ale gustowny”. Jest to rodzaj gry z czytelnikiem. Jej funkcją jest nadanie "charakteru" tekstowi, wskazanie na złożoność, niejednoznaczność treści, danie do myślenia, zaczepka intelektualna. Ironia jako środek stylistyczny jakoś tak... wyjątkowo pasuje do naszych dziwnych czasów, w których nic nie jest takie, jakie się wydaje...

I tak wyposażona w wiedzę, wzięłam się  wreszcie za Gombrowicza. Przy okazji wspomnę, że moja nieznajomość z 'Jaśniepaniczem' polskiej literatury wynika z faktu, że w czasach mojej młodości Gombrowicz był nieobecny w oficjalnym obiegu literackim w Polsce. Od 1957 był częściowo (poza dramatami) niepublikowany w Polsce, a od 1963 aż do 1986 zakazano go całkowicie. Nie wolno było go drukować, wspominać go, ani go cytować. Wszelkie próby obejścia tego zakazu kończyły się ingerencją urzędu cenzorskiego. Sito było na tyle gęste, że skończyłam studia (w 1987 r.), znając Gombrowicza jedynie w urywkach z jakiś kopii odbitych na powielaczu. [To napisałam dla mojej córki, gdyby przypadkiem coś przygnało ją na stronę mojego bloga :) Pozdrawiam Cię córko i życzę Ci zdania wspomnianego, jakże cudownie pomyślanego, egzaminu dojrzałości…. Jak widzicie ironia jest zaraźliwa!].

I wreszcie  w 2013 r. przyszedł czas dla mnie i Gombrowicza! I co się okazało? 

Wszystko wskazuje na to, że to właśnie ironiczny stosunek do świata sprawia, że pasuje mi pisarstwo Gombrowicza, ale także Rudnickiego czy Karpowicza, jego dalekich naśladowców. Mam na myśli oczywiście  ich postawę pisarską. O tym, że Gombrowicz uważany był za kontrowersyjnego pisarza, powszechnie wiadomo. Ale dlaczego? Bo się buntował przeciw konwenansom i konwencjom, drażnił, sprzeciwiał się wciskaniu w ramy zachowań i poglądów utrwalonych z pokolenia na pokolenie. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że walczył z każdą próbą „sformatowania”. Także na polu pisarskim, próbował przełamywać tradycyjne formy i gatunki. W Ferdydurke prześmiewał się z typowej powieści w stylu „wspomnienia z lat szkolnych”, z powieści „ z biegiem lat, z biegiem dni”, a w końcu z sentymentalnej „powieści dworkowej” w stylu Rodziewiczówny. 

Racja była po jego – prekursora – stronie. Gatunki te przestały nagle pasować do problemów, które chciałby wyrazić ktoś taki jaki Gombrowicz - młody, bystry chłopak widzący świat ostro jak brzytwa... Czegoś tym starym gatunkom brakowało... Może odpowiedniej dozy niejednoznaczności i niejasności? Czegoś, co wisiało w powietrzu już w latach 30. XX wieku. Tradycyjna powieść nie była dłużej w stanie opowiadać o świecie współczesnym. Gombrowicz to w Ferdydurke zasygnalizował.

Jego nowoczesność wyrażała się też w autotematyczności. Jako jeden z pierwszych na gruncie polskim uczynił swoją osobę i swoje dylematy tematem głównym swoich utworów. Z naszej, dzisiejszej perspektywy widać doskonale, że Gombrowicz niczym ‘trendsetter” przedstawia w swoich utworach zjawiska, które już niedługo zdominują i świat i literaturę. A są to: niedojrzałość, egocentryzm, lęki egzystencjalne, poczucie bezsensu oraz obawa przed zaangażowaniem i odpowiedzialnością. Gombrowicz jest prekursorem odkrycia, że człowiek współczesny pozostaje egoistycznym dzieckiem w świecie, świecie którego nie aprobuje, który wyśmiewa, ale od którego żąda ciągłego zainteresowania, a nawet uznania.

Na koniec słowo o Klubie Ferdydurkistek. Dowiedziałam się o jego istnieniu, czytając o Iwaszkiewiczu w „Pra.” Ludwiki Włodek. Córki Iwaszkiewicza jako nastolatki dały się uwieść Gombrowiczowi (sam Iwaszkiewicz też był jego admiratorem). Wymyśliły tajny Klub Ferdydurkistek z tajnym językiem. Opierał się on na ulubionej przez pana G. grze słów, chytrze wykorzystującej mechanizm ironii, a więc mówienia jednego, żeby przemycić coś wręcz przeciwnego. Kiedy chciały spotkać się w nocy dworze za domem, mówiły: „Omińmy się w domu w ciągu dnia.” „ Nie mów o niczym ojcu” to rzecz jasna „Powiedz wszystko matce”.

Ot, taka zmyłka, żeby wreszcie było ciekawie. I żeby wszystko było odrobinę mniej banalne.



___________________
 Z literą w tle

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zastrzegam sobie prawo do moderowania komentarzy, gdy uznam to za stosowne.